Dnia pewnego, na
niewielkiej polanie, pośród gęstego lasu, przyszedł na świat
mały jelonek - Albert. Był tak malutki, że nawet przy zwykłym
podmuchu wiatru chwiał się na swoich wątłych nóżkach. Albert
miał jeszcze troje braci. Wszyscy byli od niego starsi i silniejsi.
Tata jelonek pocieszał Mamę, że Albert z tego wyrośnie i za parę
lat będzie silnym i walecznym jeleniem.
Jednak miesiące mijały,
a mały jelonek, ku wielkiemu zmartwieniu rodziców, wcale nie
przybierał na sile. Rodzeństwo śmiało się z niego, że jest taki
nieporadny i bezbronny. Nie chcieli się z nim bawić ponieważ nie
nadążał za starszym i silniejszym rodzeństwem. Mama powtarzała,
żeby trzej bracia opiekowali się małym Albertem, ale oni robili
sobie z niego tylko żarty.
Pewnego dnia, podczas
zabawy w chowanego, starsze rodzeństwo postanowiło sprawić psikusa
Albertowi. Powiedzieli mu, żeby policzył do 100 i zaczął ich
szukać. Jako wskazówkę do znalezienia ich podali mu, żeby
kierował się w stronę słońca, bo w tamtym kierunku będą
uciekać. Jak tylko Albert zamknął oczy i zaczął liczyć, trzej
bracia czym prędzej czmychnęli w głęboki las, w przeciwną stronę
niż świeciło słońce.
Albert, tak jak nakazali
mu bracia, policzył do 100 i zaczął ich szukać. Najpierw,
porozglądał się wokół siebie. Oprócz drzew i krzewów nie
widział nic co by mogło przypominać jego rodzeństwo. Nie zrażony
tym ,zaczął kierować się tak jak radzili mu bracia, w stronę
słońca. I tak sobie szedł i szedł w głąb ciemnego lasu nie
wiedząc, że coraz bardziej oddala się od domu.
Po pewnym czasie zaczęło
się robić małemu Albertowi zimno. Las stawał się coraz
ciemniejszy i straszniejszy. Jeszcze nigdy przedtem, jelonek nie był
tak daleko od Mamy i Taty. Swoich braci nie znalazł. Strach i
bezsilność zaczęła ogarniać małego jelonka.
- Jak ja sobie teraz
dam radę? - zapytał sam siebie Albert
- Przecież nie wiem
którędy do domu, nie wiem gdzie są moi bracia.
Mały jelonek usiadł pod
wielkim dębem i zapłakał.
- Mamo, Tato, bracia,
gdzie jesteście? - zawołał. Ale niestety tylko echo
przedrzeźniało Alberta. Nikt inny nie odpowiedział.
A tymczasem, w domu
rodziny małego Alberta, pojawili się jego bracia. Opowiedzieli
rodzicom cała historię i obiecali, że jeżeli znajdą małego
braciszka całego i zdrowego to już nigdy nie będą się z niego
naśmiewać. Cała rodzina, mimo zbliżającej się nocy, ruszyła do
ciemnego lasu szukać jelonka.
- hop hop, hej hej,
Albercie, gdzie jesteś? - wolała zlękniona o synka Mama.
- hop hop, słyszysz
nas? - wtórował jej Tata.
Trzej bracia pytali każde
napotkane zwierze czy nie widział gdzieś małego jelonka. Po
jakimś czasie już spora część mieszkańców lasu zaangażowała
się w poszukiwania Alberta.
Wtem, pewna sowa,
zauważyła małego jelonka płaczącego pod drzewem. Podleciała
szybko do niego i zapytała się:
- Dlaczego płaczesz?
- Ppponieważż sięę
zggubiiłem – z trudem odpowiedział jelonek.
- Czy nazywasz się
Albert?
- Takk, a skąd wiesz
jakkk mam na imię? - nadaj jąkając się z płaczu zapytał.
- Spotkałem twoich
braci, szukają cię. Chodź za mną, zaprowadzę cię do nich.
- Moi bracia mnie
szukają? Naprawdę? - ucieszył się mały jelonek na tę wieść i
szybko pogalopował za sową.
Albert szczęśliwie
dotarł do domu, z Mamą, Tatą i trojgiem braci, którzy z radości
na jego widok wiwatowali „Hura, niech żyje nasz mały braciszek
Albert”.
Od tego momentu, trzej
bracia pilnowali, żeby małemu Albertowi nie działa się krzywda.
Uczyli go jak zdobywa pożywienie i jak radzić sobie samemu w lesie.
Z czasem i ten nasz mały jelonek, ku uciesze rodziców, wyrósł na
całkiem sporego jelenia.
